środa, 28 grudnia 2011

Vergiss mich nicht

Co ja sobie wyobrażam, robiąc to co robię i mówiąc to co mówię? Po co mu coś takiego powiedziałem? Chyba jednak nie jestem zakochany. To tylko durne zauroczenie, które w sumie powoli mija... Ale postaram się. Będę się kurewsko starał. Boję się, że w moim życiu pojawiła się kolejna osoba, przez którą mogę zrujnować to, co do tej pory zbudowałem. 

Dlaczego?

sobota, 17 grudnia 2011

君の声

-Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że jesteś.
Niech mi tylko ktoś powie, że się nie zakochałem. Bo tak nie jest, prawda? To tylko jakieś durne, chwilowe uczucie, którego nie potrafię zidentyfikować i nazwać w odpowiedni sposób. Chociażby tak naukowo, żebym mógł przyswoić sobie dane informacje, ułożyć je i znaleźć wytłumaczalny powód przez który zachowuję się jak idiota z wlepionym uśmiechem na twarzy. Przecież niczego nie czuję. Nie mam serca. Przynajmniej to zawsze słyszałem.

Dni powoli mijają, szkoła mnie denerwuje coraz bardziej. Planowanie, planowanie... Tylko ile wyjedzie z imprezę na Sylwestra i naszym wspólnym wyjazdem na weekend w czasie ferii zimowych do Krakowa lub Katowic? Ciągle mówisz, żebym się nie martwił, żeby zostawić to Tobie, że sam się wszystkim zajmiesz. I tak robię, ale czuję się jakbym wbijał swój pusty wzrok w Ciebie, nic nie robiąc. Jedynie patrząc.

Nawet nie masz pojęcia, jak Cię podziwiam. Zamiast mówić wszystko będzie dobrze, powtarzasz, że przejdziemy przez to razem. Nie starasz się mnie nie potrzebnie zwodzić, abym choć na moment czuł spokój od problemów, które i tak zdejmujesz z moich ramion, uginając nogi pod ich ciężarem. No i nie rzucasz słów na wiatr, nie spieszysz się. Nie to co inne osoby, z którymi byłem. Już po durnym tygodniu słyszałem kocham cię, zawsze będziemy razem, nie opuszczę się. Pierdolenie. A związek nawet miesiąca nie wytrzymywał. Ale z Tobą jest inaczej. Nie jesteś jak tamci, którzy czułymi słowkami czy gestami chcieli tylko jednego, którego nie chciałem im dać. A potem koniec, bo... bo co? Bo koniec. Odchodzili z mojego życia, nie mówiąc nawet słowa pożegnania. Tak po prostu, bez powodu. Uwielbiam Cię, wiesz?

Kimi no koe mo, sono hosoi kata mo,
sono hitomi mo, boku no mono ja nai.

wtorek, 6 grudnia 2011

schau in mein herz

Dawno nie słyszałem jak ktoś mi mówi, że mu na mnie zależy. Zapomniałem też jakie towarzyszy przy tym uczucie i że nawet głupi gest potrafi wywołać uśmiech na mojej twarzy i przyjemne ciepło, gnieżdżące się gdzieś głęboko w sercu. Najlepsze w tym wszystkim jest chyba to, że nawet jak się nie widzimy to ze sobą piszemy, rozmawiamy. Od jedenastu godzin wymieniam bezprzerwy esemesy z przylepionym na twarzy uśmiechem, a tematy się nie kończą, wciąż się gromadzą, a czasu braknie. Belzebubie! Po raz pierwszy w życiu żałuję, że czas nie może lecieć wolniej. Wpadłem po uszy i wiem, że będę tego żałował.

I nawet miło słyszeć od przyjaciół, że się cieszą razem ze mną. No, prawie wszyscy. Przepraszam, że Cię zawiodłem, że nie wyszło, że dałem złudną nadzieję, by potem wyrwać ją z twego serca i pozostawić uczucie pustki. Zachowałem się jak idiota. Starałem się powiedzieć to najdelikatniej jak tylko potrafiłem. Głupio mi. Nie chcę Cię stracić i nie mogę. Straciłem o wiele za dużo ludzi. Dlaczego mnie nie słuchasz i nie będzie tak jak dawniej? Pamiętasz jak byliśmy jeszcze przyjaciółmi? Wspólne koncerty, imprezy, wyjścia. Czy wybaczysz mi kiedyś? Najsmutniejsze jest to, że i tak nigdy tego nie przeczytasz.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

kaltblutig

Czy jest to możliwe, żebym miał aż tyle wspólnych cech charakteru z jedną osobą, którą dopiero co poznałem? We wszystkim się zgadzamy, lubimy i nienawidzimy tego samego, mamy takie same zdania na dane tematy i bardzo dobrze się rozumiemy. Chyba się zakochałem, czyli mam przejebane.Z jednej strony uznałem, że muszę zlikwidować to uczucie, dopóki się rozwija i nie będzie mogło mnie skrzywdzić. Za długo cierpiałem z  powodu durnego uczucia, w którego istnienie kiedyś nawet nie wierzyłem. 

Ale z drugiej strony... Właśnie - "Ale". Zawsze coś znajdę, choćby błahy powód, żeby spróbować. Tylko czy warto podjąć się takiego ryzyka? Nie wiem i chyba nawet jak zwykle nie chcę wiedzieć. Wolę trwać w błogim stanie nieświadomości tego, co jest przede mną i starać się nie rozmyślać o tym, co zostawiłem za sobą. Lecz jednak... Jakaś część mojej świadomości pragnie spróbować, chociaż zapewne zna zakończenie tej bajki. Odwieczna walka serca z rozumem prześladuje mnie już od dawna.

Kiedyś w końcu zrzucę z siebie szatę Dejaniry, zamknę puszkę Pandory, zabiję minotaura i podążę za nicią Ariadny w poszukiwaniu wyjścia ze stajni Augiasza. I przy odrobinie szczęścia zasnę w objęciach Morfeusza, popadając w arkadyjski nastrój.

Lub przynajmniej zejdę do Hadesu.

piątek, 2 grudnia 2011

何故?!

私はあなたの近くにいたい。だから、私から離れて行かないで。何故あなたはわしを愛してくれないの?わたしは何か間違ったじちうぃしましたか?彼は俺のこと、もう好きじゃないんだよ。なので、僕はちっちと死んだほうがよさそう。ないてもいい?月を求め家なく。あなたはいなくてさびしい。あなたにまたお会いできる野が待ち遠しくてなりません。あなたのこと思っています。いつも、あなたの子と思っています。俺を誰だとおもってやがる?どうして私のこと好きじゃ荷の?僕のこと隙?本問いに愛してる。わかってる、わかってるよ。元気がなくなった。私の心はずたずたです。世間はひどい。冷たい。幻ばかり。みんなは意地悪。欲張り。偽者。私はここにいて輪いけないきがする。あなたもいて輪いけない。誰も。みんなで死にましょう。打ち明けられない誰も信じられない誰も彼も。ほらすべて見えない差し込んだ光が消えて今にもかれる。心が閉ざして今にも壊れてゆく。涙を殺して笑う日々よ。心が示した信じる意味のなさを。私を殺した偽善人よ。
私のことはあきらめてください。私は死んだ。

Oh. W kilku prostych zdania po japońsku, napisałem, co czuję.

czwartek, 1 grudnia 2011

Etwas.

Das Problem des Lebens beruht auf das, dass das Leben kein Sinn hat. Vielleicht irre ich mich oder so... Naja, wer weiß? Wenn auch ich denke, ich allein bin, so doch... So doch bin ich nach etwas, nicht wahr?

niedziela, 27 listopada 2011

Nachtbringer

Ale ze mnie jebany, zimny skurwiel. Czemu ciągne coś, co nie ma sensu? Czemu nie potrafię po prostu poddać, spojrzeć w lustro i przyznać się do tych wszystkich błędów? I czemu daję głupią, złudną nadzieję komuś, kto we mnie wierzył od początku i podnosił, gdy upadłem? Obawiam się, że nie potrafię oddać jej tego uczucia, jakim mnie darzy. Przez to wszystko chyba popadnę w depresję. Nie chcę Cię stracić. Proszę, nie pozwól mi utonąć w oceanie złych myśli. Wszystko naprawię, obiecuję. Tylko daj mi szansę. Nawet największy sukinkot na nią zasługuje.

Dziwnie się czuję, gdy ktoś próbuje zdobyć moje względy. Zwykle to ja uganiałem się za innymi, a gdy Ci mnie ranili - wybaczyłem jak jakiś zwykły naiwniak, sądząc, że się zmienią i że na prawdę coś do mnie czują. Czy ja muszę być taki głupi? Chociaż z drugiej strony... Uwielbiam stan zakochania. Uwielbiam kochać. Uwielbiam uśmiech, na jego twarzy. Ale kochać kogoś bez wzajemności? To jest jak mieć wysoki tort z bitą śmietaną bez czereśni na szczycie.

Co by się stało, gdyby się nie stało, to co się stało? Czy moje życie wyglądałoby tak samo? Gdybym mógł cofnąć czas, jestem pewny, że niczego bym nie zmienił. Mimo tego, że doskonale bym wiedział, czym się to skończy, zagadałbym do Ciebie, zyskując kogoś więcej na te całe dwa lata. Chociażby ze względu na wspomnienia, które wywołują u mnie smutek i żal, ale i podnoszą mnie na duchu, gdy jestem zdołowany i ledwo zdolny do życia. Bo czy istnieje coś gorszego, niż nieodwazjemniona miłość?

sobota, 19 listopada 2011

Ohne Licht und Zeit

Miałeś być pierwszy. Chciałem, żebyś był pierwszy. W pewnym sensie nim byłeś. Dokładnie pamiętam tamten okres mojego życia. Okres, w którym byłeś dla mnie najważniejszą osobą na świecie i mógłbym wtedy zrobić wszystko. Ciągle stawiam się dlaczego to minęło. Czy nie przyrzekaliśmy sobie, że to będzie trwało wiecznie? Obawiam się, że wieczność to pojęcie względne.

Tylko co mi pozostanie, skoro nawet wieczność zniknęła gdzieś za rogiem jakiegoś zrujnowanego budynku, który kiedyś zwał się duszą? Zrujnowanego przez ból, smutek i bezradność. Myślałem, że może to tylko kwestia czasu, aż ktoś się zorientuje, że potrzebny jest renowacja. Ludzie rodzą się ślepi i takimi pozostają aż do końca swojego życia. Ja chyba takiego szczęście nie miałem.

Nie mów mi, że ta chwila to wszystko, co chcesz, jeśli to nieprawda. Drzwi już dawno zamknęły się za tobą bezszelestnie, pozostawiając nieprzyjemne uczucie pustki i zimna, wypełniającego moje wnętrze. Nawet nie masz najmniejszego pojęcia, że wciąż o tobie myślę. Wspominam brzmienie twojego głosu i twój charakterystyczny śmiech. Pamiętam twój dotyk i słowa, które wypowiedziałeś. Szczególnie tych kilka - te, dzięki którym budziłem się każdego kolejnego dnia pełny życia i radości - oraz te, przez które potrafiłem siedzieć na łóżku i płakać przez całą noc w ciemnym, zamkniętym pokoju.

I just need somebody to love. Is it too much?

czwartek, 20 października 2011

Warum bist du so dumm?

Ile tak naprawdę jest w stanie poświęć człowiek ze względu na swoje marzenia? Podobno po trupach do celu, ale co jeśli tymi tak zwanymi trupami są ludzie, na których nam zależy? Czy warto wtedy dążyć do naszych celów? Z jednej strony to właśnie one dają nam uczucie spełnienia, ale każdy medal ma dwie strony. Co nam po tym, co osiągnęliśmy, skoro nie możemy się z tego cieszyć z przjaciółmi, czy też miłością naszego życia? Nie wiem. Kolejna pierdolona rzecz, której nie wiem.

Jakież to dziwne uczucie widzieć obcą Ci osobę, która trzyma w ramionach cały twój świat i nie chce go wypuścić.

Gdzie wtedy był ten cały Bóg? Czas ucieka. Nie czeka na nikogo, i podobno leczy rany. Każdy chciałby mieć go więcej. Czas wstać. Dorosnąć. Zapomnieć.

czwartek, 13 października 2011

Gib nicht auf.

Można uciekać. Nie oglądać się za siebie. Coraz częściej ucieczka jest jedynym wyjściem z sytuacji, w których się znajduję. Skłamałbym mówiąc, że nigdy nie próbowałem. Ale starałem się. Tak kurewsko się starałem, tylko jak zwykle nikt nie potrafił tego docenić.
 
Dlaczego ciągle stoję w przeszłości? Dlaczego zanurzam się we wspomniach, przypominając sobie cały ból, przez który przeszedłem? Dlaczego rozdrapuję ledwo co zagojone rany i ze skrzywieniem na ustach obserwuję krew, cieknącą po moich rękach? Dlaczego z chorą satysfakcją malującą się na mojej twarzy cieszę cię z własnego cierpienia? Nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć.

Ciekawe, co się dzieje ze słowami, które przez cholernie długi czas tłumiłem gdzieś głęboko w sobie? Starały się ze mnie wydostać i to nawet nie jeden raz. Ale tak teraz sobie myślę... Może straciłem ludzi, na których najbardziej mi zależało, dlatego, że niewypowiedziane słowa tworzyły między nami niewidzialną barierę, która z każdym kolejnym dniem zabierała nam ciepło? Stawało się coraz chłodniej. Nawet nie zauważyłem,
kiedy zamarazłem otoczony grubą warstwą lodu, śniegu i szronu.

Co się właściwie z nami stało? Czy będzie jeszcze kiedyś tak samo?
Powiedz, że nie.
Proszę.
Nie zniosę więcej bólu.

poniedziałek, 3 października 2011

Wenn dein Herz nicht mehr in mir schlägt

 Argh. Jakie to dziwne, że człowiek najbardziej samotny czuje się wśród ludzi. Nie ogarniam tego po prostu. Zresztą, ostatnio usłyszałem, że ja niczego nie ogarniam. I chyba muszę zgodzić się z tym stwierdzeniem, bo coś mi się wydaje, że mój iloraz inteligencji spada coraz niżej. Czasami nie rozumiem samego siebie - jak mogę popełniać te same błędy w kółko i w kółko?

Szkoła mnie powoli zaczyna wkurwiać, a zaczęła się dopiero miesiąc temu. W sumie to matematyka to dla mnie czarna magia, a biologia to chyba piąty język, którego się uczę. I obawiam się, że jest trudniejszy od suahili. Ale przynajmniej babka jest w porządku i przeniosła nam dzisiejszy sprawdzian, za co jestem jej w chuj wdzięczny, bo nie potrafiłem nawet wymienić rodzaji tkanek. Ze mną jest coraz gorzej o_o

Pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole,pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole,  pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole,  pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole, pierdole. KURWA. PIERDOLE WSZYSTKO! ><

Zastanawiam się... Zastanawiam się co ja takiego zrobiłem, że nic mi się nie udaję. Ha, i tracę powoli przyjaciół i to z głupich powodów. Przez ostatni czas bałem się, że zakocham się w A., ale nic takiego na szczęście się nie wydarzyło, więc jestem z siebie dumny, bo przyjaciółki nie stracę. Ale.. Kurwa. Ona mi powiedziała, co do mnie czuje.  A kilka dni wcześniej to samo powiedział mi V.  (btw. V. to dziewczyna, która sądzi, że jest chłopakiem, dlatego zwracam się do niego w formie męskej czy jak to się tam zwie)
Co powinienem zrobić? Sam już nie wiem. Chyba najlepiej by było, jakbym zniknął z tego świata. Przynajmniej jeden problem z głowy. Zostaje tylko głód, wojny etc.

M. znalazła sobie chłopaka i ma mnie teraz w dupie. No fajnie, fajnie. Z każdym dniem wkurwia mnie coraz bardziej udając, że nie ma czasu, bo się uczy. Ale potem widzę ją na mieście. Nie mam najmniejszego pojęcia, co się z nami stało. Kiedyś byliśmy nierozłączni. Dosłownie. A teraz... Teraz jak zobaczę ją raz na miesiąc to jest cud. Dzięki niej zrozumiałem, że nic nie jest stałe i wszystko przemija. Wszystko. Ale to tylko kwestia czasu.

_______
Pamiętasz, jak kiedyś Ci na mnie zależało?

wtorek, 20 września 2011

Dann komm zu mir, komm zu mir

Arrgh. Sporo zmieniło się w moim w ciągu tego miesiąca. Zaczęła się szkoła - nowa klasa, nowa wychowawczyni, nowa szkoła. Ogólnie rzecz biorąc nowe środowisko. Humor mi się poprawił - ludzie w klasie są naprawdę w porządku. Każdy z każdym gada i jak dotąd nie stworzyły się żadne grupki czy coś w ten deseń. Jedyną rzeczą na jaką mogę narzekać to to, że mam trzy godziny tygodniowo wuefu. Jak ja nie lubię biegać i skakać... I biegać. Dużo rzeczy nie lubię.
                        ***
Skończyła mi się niebieska farba do włosów i teraz zapierniczam z turkusową barwą na mojej łepetynie. Niedługo zejdzie i turkus, więc zostanie mi blond... A wtedy zrobię sobie zapewne całość na czarno. A w przyszłym roku, jak kupię fryzjerską farbę, zrobię sobie całą głowę na niebiesko, ot co!
                                                                             ***
Jak narazie udaje mi się utrzymywać kontakt z przyjaciółmi z gimnazjum. Ktoś by pewnie powiedział, że skoro są oni moimi przyjaciółmi to tak czy siak utrzymałbym z nimi kontakt bez żadnych problemów lub coś. Gówno prawda. Gdy ludzie podążają własnymi ścieżkami często nie mają czasu dla tych, którym najbardziej na nich zależy. Oślepieni głupotą i ciągłą nauką zapominają o tym, co w życiu najważniejsze. Moja sytuacja, jeżeli chodzi o szkoły i przyjaciół, wygląda tak:

Ja - LO III
A. - LP
G. - LO I
M. - LO II

A liceum to już nie przelewki i trzeba się trochę przyłożyć. Tak, tak! I to mówię ja, największy leń w moim mieście! Autobus mam raz na godzinę, więc jestem w szkole koło godziny 07:20 i mam prawie czterdzieści minut czasu na powtórkę przed kartkówką, sprawdzienem i innymi głupotami, które podobno mają nam ułatwić życie.

Ale rozpoczęcie roku szkolnego jest równoznaczne z kontynuacją kursu języka hiszpańskiego i rozpoczęcie nauki języka japońskiego. No... Może nie takie rozpoczęcie, bo przed ostatnie pół roku uczyłem się z książkami i internetem, to co nieco potrafię. Ba, nawet dość sporo. Babka od japońskiego jest naprawdę świetną kobietą, która uwielbia się śmiać i prowadzi lekcje na wesoło. A hiszpański... Ha! A hiszpański to całkiem inna sprawa! Uczy mnie młody, przystjony Hiszpan imieniem Alex i w ogóle nie potrafi polskiego (no, nie licząc "dobzie, dobzie", które po prostu kocham i uwielbiam x3). Wiec uczę się tego pięknego języka po angielsku. Angielski ssie! Wiem, że to niegrzeczne, ale czasami lubię udawać, że nie rozumiem, co Alex do mnie mówi, bo wtedy fajnie gestykuluje, skacze i pokazuje na sobie co znaczy dane słowo lub zwrot. O, albo rysuje po moim zeszycie.
                                                          ***
Ludzie mówią, że nadzieja jest matką głupich. Inni się z tym nie zgadzają, mówiąc, że lepiej mieć matkę nawet byle jaką, niż być sierotą. Ja chyba wciąż mam nadzieję, ale tylko dlatego, że nie chcę być sierotą.

środa, 17 sierpnia 2011

Wenn nichts mehr ist, wie es war


  Raumlos irren die Gedanken umher
  Unerreichbar
  Atemlos rennst Du hinterher
  Hoffnungslos
  Wie schwarzes Wasser rauscht die Zeit vorbei
  Sie reißt Dich mit
  Läßt Dich fallen, ich brenne, zerreiß mich, geh weiter

  Die Wiklichkeit
  Sie ist der Untergang für mich
  Vergib der Zeit
  Im ‘morgen’ finden uns nicht

  Liebe – lange – ewig Lüge – einsam
  Aber nicht allein
  Trümmer – alles selbst zerstört; zuviel riskiert
  Lebenslanges sich neu erfinden
  Schreiend, jedoch ungehört
  Der Spiegel brennt, alle Seiten (Du siehst Dich)
  Alles so verkehrt

  Die Wirklichkeit
  Sie ist der Untergang für mich
  Vergib der Zeit
  Im ‘morgen’ finden wir uns nicht

  Sie ist der Untergang für mich
  ein ‘morgen’ gibt es nicht


Chyba ulegam wewnętrznemu rozkładowi. Wszystko ze mnie... wyparowało. Tak po prostu. Jak gdyby nigdy nic. Nie mam ochoty wychodzić z domu, wstawać z łóżka. Nawet momentami mam dość muzyki, która zazwyczaj działa na mnie kojąco. Dzieje się ze mną coś dziwnego. Z każdym dniem czuję się coraz gorzej i nie mogę na to nic poradzić. No trudno. Ale mimo wszystko usiadłbym teraz gdzieś na brukowanej ulicy i spoglądałbym w niebo, wyczekując deszczu, który zmyłby ze mnie całe poczucie winy za to, czego nie zrobiłem, a mogłem. Mogłem? Sam nie wiem. Może tak, może nie. Ale raczej już nigdy się tego nie dowiem. Czasami jest za późno, żeby cokolwiek zmienić.

Krzyk jest dość ekscentryczny. Wyraża ból, radość, zdziwnie i strach. Jest nawet dziwniejszy od samego smutku, o którym ostatnio pisałem. Ktoś mi kiedyś wspomniał o krzyku, że jest wołaniem o pomoc. Raczej nie. Jest czymś w rodzaju... wyładowania emocji, których nazbierało się w ciele człowieka i czy tego chce czy nie, trzeba je w jakiś sposób wyładować.  Ale ja tak raczej nie robię. Tłumię w sobie wszystkie uczucia. Te negatywne i pozytywne. Lecz powoli przestaję rozróżniać, co jest dobre, a co złe.Ostatnio zarzucono mi, że nigdy nikomu nie mówię co mnie boli i o czym myślę. Ale po co? Po co mam gadać komuś, jak to czasami jest mi źle, że sobie nie radzę i inne głupoty? Nie lubię martwić ludzi swoją osobą i brać ich na litość, bo to jest... bezsensu. I tak w końcu, któregoś pięknego dnia umrę i wszelka pamięć o mnie zapomni po roku... Góra dwóch. Tak jest z każdym.

Niech ktoś mnie zabije. Proszę.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Let's grow old together and die at the same time

Umrzyjmy razem w tym samym czasie, o tej samej godzinie, minucie i sekundzie. Czyż nie byłoby to romantyczne? Najpiękniejsza śmierć jaką mógłby mieć człowiek to śmierć z osobą, którą się kocha. Skoczmy z mostu z ciężką, metalową kulą bólu i smutku, ciążącą niczym sumienie, zżerające wnętrze mojego umysłu. Strzelmy sobie w głowę i pokolorujmy szare ściany suchej codzienności barwią naszej krwi. Zlećmy z wysokiego budynku na skrzydłach niespełnionych marzeń i utraconych nadziei. Spłońmy w płomieniach namiętności. Utopmy się w morzu bezradności.
                                                                        
Nigdy nie pomyślałbym, że zwykły autobus może przywołać tyle szczęśliwych wspomnień, o których starałem się zapomnieć. Chciałem po prostu zamknąć ten rozdział w swoim życiu, lecz ani razu mi się to nie udało. Za każdym razem, gdy już wydawało mi się, że jest dobrze i nie ma potrzeby niczego kontynuować i dalej brnąć w to bagno, dopisywałem kolejne słowa i zdania doprowadzając do tego, że ta część mojego życia ciągle jest pisana niewidzialnym atramentem głupoty. Nie potrafię tego zakończyć.
                              
Gdy tak stałem otoczony przez ludzi w autobusie wspomnienia wracały do mnie same. Tą samą drogą pokonywałem kilometry pędząc na spotkanie z uśmiechem na twarzy i motylami w brzuchu. Na tym przystanku wychodziłem i szedłem tamtędy. I tak dalej. Czułem się jak obserwator. Widziałem samego siebie podążającego w obranym przez siebie kierunku z nadzieją, że tego dnia coś się zmieni. Lecz doskonale wiedziałem, że to nie ma sensu. Ale szedłem dalej i nie poddawałem się. Nienawidzę u siebie tej cechy.
                                                                               
J
akby ktoś mnie kiedyś spytał o najszczęśliwszy dzień w życiu, to zdecydowanie rzuciłbym datę 6 kwietnia 2011. Pięć dni po premierze filmu "Rytuał". Od godziny 15:30-21:09. Tak. Zdecydowanie tak. Może i potem byłem rozczarowany tym, co nastąpiło lecz tego dnia nigdy nie zapomnę i doskonale o tym wiem. To jest jedyny dzień, który pamiętam cały. Pamiętam o której wstałem. Pamiętam co jadłem. Pamiętam z kim gadałem, o czym, przez ile i w jakich okolicznościach. O takich rzeczach się po prostu nie zapomina,

                                                                          
Umrzesz razem ze mną?

wtorek, 9 sierpnia 2011

Die Wirklichkeit

Smutek jest najdziwniejszym z uczuć... Czyni nas bezradnymi. Jest jak okno, które zostało otworzone przez kogoś, wbrew naszej woli. A przy takim można wyłącznie dygotać z zimna. Jednak... Z czasem otwiera się rzadziej i rzadziej, aż w końcu całkowicie stapia się z murem. Przynajmniej ja tak sądzę. A moje rozumowanie często jest głupie i bezsensu i prawie zawsze do niczego nie doprowadza.

                                                ***
Czasami wydaje mi się, że wszystko jest przeciwko mnie. Może nie jest to prawdą, no ale cóż. Na coś trzeba zwalić. a w tym przypadku na wszystko.  Pewnie każdy z nas zna te noce, w których każda myśl przytłacza rozum, ważąc ponad tonę. Ostatnio często tonę w morzu złych myśli, a jedynym co z tego mam to psychiczne blizny, o której nigdy nie zapomnę.

                                                ***
 Ludzie powinni być bardziej tolerancyjni. Powinni. Ale nie są. I to mnie właśnie boli. Bo nie potrafią postawić się na miejscu tych, z których się śmieją, że jest taki lub owaki, lub Belzebub wie jaki jeszcze. A śmianie się, pokazywanie palcem i obgadywanie innych sprawia, że ci ludzie zamykają się w sobie i są niechętni na kontakty z innymi. Znam to na swoim przykładzie. Nie sądzę, że jestem jakimś super wielkim przykładem aspołecznego człowieka, bo mam w okół siebie ludźmi, z którymi chociaż często się kłócę, lubię przebywać. Oczywiście nie mówię, że nigdy się z nikogo nie śmiałem lub coś. Bywały takie przypadki, ale zawsze żałowałem tego czynu. No, prawie zawsze. Niektórzy są po prostu takimi dupkami, że nie zasługują na litość.
                                                                                ***
Przez ostatnie cztery dni w moim mieście odbywały się teatry uliczne. Niestety, załapałem się na ostatnie dwa dni. Teatry z Niemiec, Włoch, Ukrainy, Rosji, Czech i innych państw przyjechały, aby rozśmieszać ludzi. Podobało mi się. Ludzie czasami robili zdjęcia mnie i A. Chyba wyglądamy dość ekscentrycznie, że ludzie brali nas za aktorów. Jakiś durny klaun oblał moją koszulkę z heartagramem... Rzuciłem mu kilka brzydkich słów po niemiecku, ale okazało się, że był Polakiem. Mój pech. I kogoś poznałem... tak jakby. Zawsze opierał się o ścianę i spoglądał w kierunku moim i A. Przez cały czas. Uśmiechał się, odgarniał włosy z czoła i znów wlepiał we mnie wzrok. Był może o rok, góra dwa lata starszy. A  kiedy już szedł w moim kierunku... zaczęła się burza. Dosłownie. Deszcz lał jak nigdy i jednym momencie niebo zostało rozcięte przez błyskawice czy tam pioruny. No to wszyscy się pochowali po sklepach, pod arkadami lub galeriach. Ja ze względu na A. uciekłem do naszej "comptovni", bo ona narzekała, że zmyje się jej gotycki makijaż. Eh. I dupa. A mogłoby być fajnie. Ale mam jego zdjęcie. Jestem dziwny, prawda? Ale świat potrzebuje świrów. Bo gdzie nie spojrzę tam tacy sami, szarzy ludzie spieszący do pracy lub na jakieś ważne spotkanie. Denerwuje mnie to jak ludzie mogą być zapatrzeni w przyszłość, o której ja raczej staram się nie myśleć. Może to błąd? Ha, kolejne pytanie do mojego zeszytu, który leży schowany pod moją poduszką. Obiecuję, że jak kiedyś znajdę odpowiedź na chociaż jedno pytanie - dam znać.

sobota, 6 sierpnia 2011

Kannst du mir verziehen?

Nikomu nie życzę, żeby kiedykolwiek zobaczył łzy ukochanej osoby, które płacze z jego powodu. Nie znam gorszego uczucia - smutek, żal, ucisk w sercu, złość, wyrzuty sumienia - i to wszystko atakuje w jednym momencie. Tysiące myśli kłębi się w głowie, szukając odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego do czegoś takiego dopuściłem? Jak mogłem to zrobić?".

                                          
A to uczucie potęguje się jeszcze bardziej, gdy ta osoba miała jeszcze racje. Czy ja naprawdę się zmieniłem aż tak bardzo, że ludzie, którym wydawało się, że mnie znają, odwracają się do mnie plecami, mówiąc, że nie jestem sobą; nędzną imitacją chłopaka, którym niegdyś byłem? Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Ciągle powtarzam jedno zdanie: "Wszystko będzie dobrze. Alles wird gut sein. Everything will be okay.". Chyba jestem przekonania, że powtarzając tę sentencę setki razy, w końcu okaże się prawdą. Ale czy jest sens okłamywać samego siebie? Kolejne durne pytanie bez odpowiedzi. Powinienem założyć taki zeszycik, ktory nazwałbym "Pytania bez odpowiedzi". Trochę by się tego nazbierało. Z kilka kilogramów lub nawet ton.

Teraz, gdy tak się głębiej nad tym zastanawiam... To spierdoliłem większość spraw, za które się wziąłem. Lecz jednak miałem też dobry okres, gdzie wszystko szło gładko.  Chciałbym zapomnieć o przeszłości. O tym, jaki byłem ślepy, co zrobiłem, pomyślałem. Po prostu czuję, jakbym jakaś cząstka mojej nędznej duszy utopiła się w bezkresnym morzu ludzkiej głupoty. 


Podobno człowiek uczy się na błędach, ale co jeśli nie potrafi wyciągnąć z nich żadnej lekcji? Ja chyba właśnie mam ten problem. Ciągle popełniam ten sam błąd w nadziei, że za którymś razem z kolei nim nie będzie. Że wszystko się ułoży. Że wszystko będzie dobrze.
Ostatnio dużo czasu spędzałem poza domem - sam, lub z ludźmi, którym na mnie zależy i wiedzą o mnie absolutnie wszystko. Znają każdą moją wpadkę, każdy mój błąd. Ba, nawet każdą moją myśl. Lecz jak to możliwe, kiedy czasami sam nie wiem co myślę? Chyba po prostu nie myślę. Jedną z radości, jaka mnie spotkała w ciągu ostatnich tygodni był... alkohol. A dokładniej absynt. Kochana, zielona wróżka, która została opróżniona już do połowy - rzecz jasna przy pomocy A. i M. To będzie jeden z niewielu dni, które zostaną w mojej pamięci na zawsze. W końcu muszę mieć też jakieś wesołe wspomnienia. Absynt dał mi niezłego kopa. Przez prawie godzinę zwijaliśmy się na podłodze ze śmiechu, wśród dymu papierosów i swądu alkoholu. Podobno całowałem się z An., a z ust Ma. jadłem czekoladę. Moje myśli nie są kompletne, bo w niektórych momentach po prostu nie pamiętam co się tam działo. I tak najlepsze było rzygnięcie M. tuż pod wejściem do domu A. Wyglądało trochę jak błoto... Ale mina ludzi na ulicy była bezcenna. Ah. podobno po pijaku wylazłem do kiosku w celu zakupienia zapalniczki. Prosiłem o wzorek z jednorożcem, ale go nie było to zwyzywałem faceta i dostałem zapalniczkę w różowego kwiatka. Tego zdarzenia nie pamiętam, ale dziewczyny mi o tym opowiedziały, ciągle się śmiejąc. Co prawda - w mojej kieszeni nawet teraz leży ta zapalniczka, który już ledwo działa. Ciekawe, czemu nie ma w niej już gazu?

piątek, 8 lipca 2011

I've been burning in water and drowning in flame...

 
Napisał. No okej, dwa dni po powrocie. Ale to chyba też się liczy, tak?  Lecz znów pojechał. Tym razem na dwa tygodnie. W tym jakże krótki okresie, gdy przebywał w mieście, zdążyliśmy się pokłócić. O fajki, kurfa. Nie wiem co mu w tum przeszkadza. Moje kurewskie zdrowie i będę sobie z nim robił whatever I want, kurwa.
                           
Wyciągnąłem J. na spotkanie, tradycyjnie złożyliśmy się na paczkę fajek i połaziliśmy pomieście. Ano i bawiliśmy się zapałkami. No i gasząc peta spaliłem skórę na moim glaniątku. Biedny. Ma zaledwie dziewięć miesięcy, a wygląda gorzej niż ja po jakiejś podrzędnej imprezie pełnej alkoholu i Bóg wie czego jeszcze. Ale ostatnio pogoda jest piękna. Duże zachmurzenia, temperatura umiarkowana i przelotne deszczyki. A nie jakieś popierdolone słońce. W sumie spotkanie było udane. Osiem godzin włóczenia się po mieście = jedna wyjarana paczka i brak zapasów na kolejne dni. No, chyba, że dorwę A.  Byłoby cudownie. Nieprawdaż? Zresztą. Chuj z tym.
                              
Masakra. Spoglądam teraz w okno... I znów pada deszcz. Mam nadzieję, że zostatnie taka pogoda do jutra. A, zacąłem oglądać świetny serial o homoseksualistach Queer as folk. Bynajmniej mam co robić w popołudnia. Ale Brian jest cholernie słodki i może tylko dla niego to oglądam? Nevermind. Uznałem, że niedługo zamienię się w Hikkikomori, zamknę się w szafie z moim ulubionym misiem i odtwarzaczem muzyki. I tak może żyć. No, ale żeby od czasu do czasu przynieśli mi czekoladę, deser czekoladowy, batona czekoladowego i obowiązkowo mleko czekoladowe. Ah, czekolada. Jak ją kocham. Dbajmy o Ziemię, w końcu to jedyna planeta, na której jest czekolada.
Znalazłem takie zajebiste glany... tylko że teraz jestem bez kasy. Do urodzin jeszcze dziewiętnaście dni, więc może ich nie wykupią w tej dziurze, którą zwą miastem. Trzymam za siebie kciuki. Może uda mi się przeżyć kolejne dni bez fajek. A jak nie, to powyżywam się na poduszcze, którą ostatnio tak kurczowo ściskam, ot co.

Have a nice day

sobota, 2 lipca 2011

How can I feel this empty?

Wczorajszej nocy płakałem. I to dość sporo. A wszystko przez anime. Nigdy nie sądziłem, że znajdę taką serię, która wyciśnie ze mnie łzy i da mi do myślenia. Ano hi mita hana no namae o bokutachi wa mada shiranai zdecydowanie wyląduje na liście anime, które poruszyły moje serce i do których będę wracał z w chwilach złości i smutku. Dlatego zarwałem noc i obejrzałem wszystkie odcinki. Jeden po drugim. Bez przerwy na cokolwiek.  I dzięki temu zaczałem zastanawiać się... nad śmiercią. Rozdziela miłość, rodzinę, przyjaciół. Dlaczego? Nie wiem. Po prostu, kurwa, nie wiem. W całym moim życiu straciłem tylko kilka bliskich mi osób. Zostawiło to we mnie ogromną pustkę zalaną łzami. Ale nie tęsknię. Mogę się założyć, że tam, gdzie teraz się znajdują, jest im lepiej. Na pewno.  Gdzieś kiedyś przeczytałem ładny cytat:

"Wszak otrzymała cudowny dar: życie. Czasami jest ono w okrutny sposób odbierane zbyt szybko, ale liczyło się to, co się z nim uczyniło, a nie jak długo trwało"


Życie życiem, śmierć śmiercią, a ja kurwa nie mam czekolady.Ale mam za to pół fajki. Dobrze, że złapałem dzisiaj A. z nową paczką papierosów. Kolorowa tęcza chwilowej radości zajaśniała nad moją głową zaledwie przez piętnaście minut i rozpłynęła się w szarości dnia codziennego.

Zastanawiam się, czy ludzie naprawdę chcą wiedzieć jak się czujesz, kiedy pytają "Jak się masz?" A może tylko próbują być uprzejmi? Ciekawe jakby zareagowali na długą wypowiedź o samotności, bólu i bezradności? Za pewne podsumowali by to krótkim "aha" i na tym skończyłaby się konwersacja. Eh. Najlepiej by było, gdyby wszyscy uciekli z mojego świata zostawiając mnie samego. Może wtedy byłbym szczęśliwszy?

piątek, 1 lipca 2011

About lifelong

 No i kurwa wszystko się sypie. Znowu zacząłem palić i niedługo zapewne dojdzie alkohol. Nie mam już na nic siły. Jutro wraca... i nie wiem czy się cieszyć czy płakać. Z jednej strony... będzie mi raźniej. Wygadam się, powiem co mnie trapi i "wszystko będzie dobrze". Ta. Za to z drugiej strony... Usłyszę z parenaście kazań jaki to ja jestem zły, co ja robię, że niszczę sobie życie etc. Moje życie, moja sprawa - ile razy ja już to powtórzyłem?
Najbardziej wkurwia mnie fakt, że potrzebuję zapalić, a już nie mam żadnej fajki. Ani kasy na nie. Życie jest okrutne. Zawsze kiedy sądzę, że jestem na dnie rzuca mi łopatę i z wrednym uśmieszkiem mówi "kop dalej! Nie ociągaj się!". Po dniu dzisiejszym całkowicie straciłem chęć do życia czy nawet takiego durnego wychodzenia z domu. W sumie... to nie taki zły pomysł! Mógłbym zostać hikikomori i całymi dniami oglądać yaoi i inne anime... Byłoby pięknie!
Zresztą... Ostatnio po głowie chodzą mi głupie myśli typu: "Ciekawe ile osób przyszłoby na mój pogrzeb nie licząc rodziny? Jakby potoczyło się życie ludzi, których znam, gdybyśmy nigdy się nie spotkali?". Takie pytania nie mają sensu i do niczego nie prowadzą. Ale mimo to lubię sobie zadawać, chociaż doskonale wiem, że nigdy nie poznam na nie odpowiedzi.

Jak mam wierzyć w ludzi, skoro nie wierzę nawet w samego siebie?