środa, 17 sierpnia 2011

Wenn nichts mehr ist, wie es war


  Raumlos irren die Gedanken umher
  Unerreichbar
  Atemlos rennst Du hinterher
  Hoffnungslos
  Wie schwarzes Wasser rauscht die Zeit vorbei
  Sie reißt Dich mit
  Läßt Dich fallen, ich brenne, zerreiß mich, geh weiter

  Die Wiklichkeit
  Sie ist der Untergang für mich
  Vergib der Zeit
  Im ‘morgen’ finden uns nicht

  Liebe – lange – ewig Lüge – einsam
  Aber nicht allein
  Trümmer – alles selbst zerstört; zuviel riskiert
  Lebenslanges sich neu erfinden
  Schreiend, jedoch ungehört
  Der Spiegel brennt, alle Seiten (Du siehst Dich)
  Alles so verkehrt

  Die Wirklichkeit
  Sie ist der Untergang für mich
  Vergib der Zeit
  Im ‘morgen’ finden wir uns nicht

  Sie ist der Untergang für mich
  ein ‘morgen’ gibt es nicht


Chyba ulegam wewnętrznemu rozkładowi. Wszystko ze mnie... wyparowało. Tak po prostu. Jak gdyby nigdy nic. Nie mam ochoty wychodzić z domu, wstawać z łóżka. Nawet momentami mam dość muzyki, która zazwyczaj działa na mnie kojąco. Dzieje się ze mną coś dziwnego. Z każdym dniem czuję się coraz gorzej i nie mogę na to nic poradzić. No trudno. Ale mimo wszystko usiadłbym teraz gdzieś na brukowanej ulicy i spoglądałbym w niebo, wyczekując deszczu, który zmyłby ze mnie całe poczucie winy za to, czego nie zrobiłem, a mogłem. Mogłem? Sam nie wiem. Może tak, może nie. Ale raczej już nigdy się tego nie dowiem. Czasami jest za późno, żeby cokolwiek zmienić.

Krzyk jest dość ekscentryczny. Wyraża ból, radość, zdziwnie i strach. Jest nawet dziwniejszy od samego smutku, o którym ostatnio pisałem. Ktoś mi kiedyś wspomniał o krzyku, że jest wołaniem o pomoc. Raczej nie. Jest czymś w rodzaju... wyładowania emocji, których nazbierało się w ciele człowieka i czy tego chce czy nie, trzeba je w jakiś sposób wyładować.  Ale ja tak raczej nie robię. Tłumię w sobie wszystkie uczucia. Te negatywne i pozytywne. Lecz powoli przestaję rozróżniać, co jest dobre, a co złe.Ostatnio zarzucono mi, że nigdy nikomu nie mówię co mnie boli i o czym myślę. Ale po co? Po co mam gadać komuś, jak to czasami jest mi źle, że sobie nie radzę i inne głupoty? Nie lubię martwić ludzi swoją osobą i brać ich na litość, bo to jest... bezsensu. I tak w końcu, któregoś pięknego dnia umrę i wszelka pamięć o mnie zapomni po roku... Góra dwóch. Tak jest z każdym.

Niech ktoś mnie zabije. Proszę.

2 komentarze:

  1. Nie jest tak z każdym, nie pierdol. Na pewno wiele osób by o tobie pamiętało jeszcze długo i długo, hmpf.
    Bez sensu jest to całe 'po co'. Po to, że tak się robi, że od tego są między innymi przyjaciele. < 3

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie, przyjaciele... Zyziu, jesteś pewny, że ci, których nazywasz przyjaciółmi, naprawdę nimi są? Przyjaciół nie ma się dość, przed przyjaciółmi nie zataja się swojego samopoczucia, przed nimi nie zakłada się masek. Nie jesteś ich po prostu pewny, czy może są to raczej tacy kumple niż przyjaciele, a Ty to czujesz i dlatego nic nie mówisz? Tak też może być, ale ja nie wiem mimo wszystko, co Ci w głowie siedzi. Mówienie komuś o swoich problemach nie jest braniem ludzi na litość. Może nie będą umieli Ci pomóc czy doradzić, ale... może Ty po prostu musisz się wygadać? Dlaczego tego, co piszesz tutaj, nie mówisz nikomu realnemu? Myślę, że potrzebujesz się komuś takiemu wygadać.
    Mnie też się czasem nie chce wstawać z łóżka - zwłaszcza, jak pomyślę o szkole. ;)
    Trzymaj się. :3

    OdpowiedzUsuń