piątek, 19 kwietnia 2013

As if forever exists

Nie radzę sobie. Po prostu nie daję rady. Wszystko mnie męczy, a ja z każdym dniem czuję jakbym powoli umierał mimo tego, że mam koło siebie kogoś, kto mnie kocha. Cały czas płaczę na samo wspomnienie, a gdy pisze do mnie jej siostra, to wybucham głośnym szlochem. Nie chcę tak. Nie chcę żyć bez Ciebie, nieważne jakby to głupio i bezsensownie brzmiało. Wszyscy mi powtarzają, że nie chciałabyś tego, żebym się kaleczył, żebym coś sobie zrobił, żebym płakał. Ale skąd oni mogą to wiedzieć? Skąd oni mogą wiedzieć jak to jest stracić najważniejszą osobę w swoim życiu, która po prostu tak odeszła zostawiając za sobą tylko cienie wspomnień i uśmiechów? Nikt Cię nie znał tak dobrze jak ja i jestem pewny, że nigdy nie zapomnę twojego pretensjonalnego krzyku z moim nazwiskiem, kiedy zrobiłem coś, co Ci się nie podobało lub po prostu irytowało. Ten twój uśmiech od ucha do ucha lub sapanie ze zmęczenia, kiedy musieliśmy wejść po schodach na trzecie piętro, żeby móc w końcu położyć się na twoim łóżku pełnym poduszek i kłócić się o to, kto otworzy drzwi dostawcy pizzy i weźmie z kuchni pepsi. To jak śmiałaś się ze mnie, że nie potrafię włączyć dobrze filmu, że zawsze ubrudzę się podczas jedzenia w McDonaldzie naszych kurczak burgerów, na które zrywaliśmy się zawsze z ostatniej biologii. Jak przewracałaś oczami, kiedy włączałem jak zwykle japońską muzykę, do której o dziwo się przekonałaś w małym stopniu. A teraz siedzę sam ze łzami cisnącymi mi się do oczu i z ogromnym bólem, którego nie potrafię powstrzymać, wspominając o Tobie wszystkie dobre i złe rzeczy, które już zdążyłem Ci wybaczyć. Mogę mieć teraz tylko nadzieję, że i Ty mnie zdążyłaś wszystko wybaczyć. Kocham Cię i zawsze będę. Nie masz nawet pojęcia jak bardzo chcę teraz być przy Tobie, gdziekolwiek jesteś. Chcę do Ciebie dołączyć, nie wiem tylko jeszcze jak i kiedy.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Życie jest parszywe i ludzie są źli. Wiem. I wiedziałam o tym zawsze, a mimo to złamałam się. Ja i depresja? No co ty. Kto by pomyślał, ale... ale jednak. Jeszcze kilka dni temu chciałam się zabić. Tak po prostu, po prostu tęskniłam za śmiercią, za stanem, w którym nikt mnie nie będzie obchodził, nic nie będę musiała robić i niczego nie będę się bać. Nawet myśl o moim przyjacielu nie sprawiała, że chciałam porzucić swoje zamiary, których jednak, jak przypuszczam, i tak raczej nie odważyłabym się zrealizować.
    Ale ten post to sprawił. Już nie chcę. Choćby nie wiem co, nie zranię moich bliskich, zabierając im siebie.

    A ona... już nie musi się bać. Nie ma na głowie żadnych parszywych obowiązków, nie musi przejmować się innymi ludźmi, nie doświadczy już niczego złego... I to nie tak, że ona odeszła, ona gdzieś jest, na pewno jest i mam 100% pewność, że spotkacie się jeszcze. Jest mi naprawdę cholernie przykro, że straciłeś przyjaciółkę, bo potrafię sobie wyobrazić, jak ogromną, ziejącą ranę masz teraz w sercu... Ale proszę, nie uciekaj, nie chowaj się przed ludźmi, nie zakładaj masek. Mów, że cierpisz, kiedy faktycznie tak jest. Nie udawaj szczęśliwego. To powoli zabije Cię od środka. To takie łatwe, ciche, bezkrwawe samobójstwo bez śmierci. Ale musisz żyć dla tych, którzy jeszcze pozostali, i dawać im siłę. Trzymaj się ciepło... I ten, proszę, dla Ciebie. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. /watch?v=71ahT4Dd3z0

    OdpowiedzUsuń