piątek, 8 lipca 2011

I've been burning in water and drowning in flame...

 
Napisał. No okej, dwa dni po powrocie. Ale to chyba też się liczy, tak?  Lecz znów pojechał. Tym razem na dwa tygodnie. W tym jakże krótki okresie, gdy przebywał w mieście, zdążyliśmy się pokłócić. O fajki, kurfa. Nie wiem co mu w tum przeszkadza. Moje kurewskie zdrowie i będę sobie z nim robił whatever I want, kurwa.
                           
Wyciągnąłem J. na spotkanie, tradycyjnie złożyliśmy się na paczkę fajek i połaziliśmy pomieście. Ano i bawiliśmy się zapałkami. No i gasząc peta spaliłem skórę na moim glaniątku. Biedny. Ma zaledwie dziewięć miesięcy, a wygląda gorzej niż ja po jakiejś podrzędnej imprezie pełnej alkoholu i Bóg wie czego jeszcze. Ale ostatnio pogoda jest piękna. Duże zachmurzenia, temperatura umiarkowana i przelotne deszczyki. A nie jakieś popierdolone słońce. W sumie spotkanie było udane. Osiem godzin włóczenia się po mieście = jedna wyjarana paczka i brak zapasów na kolejne dni. No, chyba, że dorwę A.  Byłoby cudownie. Nieprawdaż? Zresztą. Chuj z tym.
                              
Masakra. Spoglądam teraz w okno... I znów pada deszcz. Mam nadzieję, że zostatnie taka pogoda do jutra. A, zacąłem oglądać świetny serial o homoseksualistach Queer as folk. Bynajmniej mam co robić w popołudnia. Ale Brian jest cholernie słodki i może tylko dla niego to oglądam? Nevermind. Uznałem, że niedługo zamienię się w Hikkikomori, zamknę się w szafie z moim ulubionym misiem i odtwarzaczem muzyki. I tak może żyć. No, ale żeby od czasu do czasu przynieśli mi czekoladę, deser czekoladowy, batona czekoladowego i obowiązkowo mleko czekoladowe. Ah, czekolada. Jak ją kocham. Dbajmy o Ziemię, w końcu to jedyna planeta, na której jest czekolada.
Znalazłem takie zajebiste glany... tylko że teraz jestem bez kasy. Do urodzin jeszcze dziewiętnaście dni, więc może ich nie wykupią w tej dziurze, którą zwą miastem. Trzymam za siebie kciuki. Może uda mi się przeżyć kolejne dni bez fajek. A jak nie, to powyżywam się na poduszcze, którą ostatnio tak kurczowo ściskam, ot co.

Have a nice day

6 komentarzy:

  1. weź się tato! matka z patelnią mnie gania, a ty się użalasz nad sobą!

    OdpowiedzUsuń
  2. Brian jest jak hard party. : D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogłabyś się chociaż zalogować, a nie z lenistwa napiszesz jako anonimowa! Ale na gadu to mnie męczysz x3


    Ale Justin i Michael też są niczego sobie x3

    OdpowiedzUsuń
  4. Zalogować się~! BEZCZELNOŚĆ! Taka zniewaga krwi wymaga! Mam już dwa sińce od matki, a ona dopiero żelazkiem mnie traktuje! Zabierz jej chociaż ten telewizor, cny człeku!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam tylko Briana lubiłem. :c

    OdpowiedzUsuń
  6. Brian słodki? Dobry joke. XD Justin jest słodszy, ale zawstydzająco bezczelny. x.x A Michael ciągle wygląda tak, jakby się uśmiechał, hahaha.
    A tak w ogóle, to, debilu, przestań palić! Co to ma kurwa być?! Komu Ty chcesz coś udowodnić, temu M.?! Jego i tak przy Tobie nie ma, więc nie wyrwie Ci papierosa z ręki, jeśli na to liczysz. Nikt Ci go nie wyrwie. Chociaż ja bym chciała to zrobić, bardzo, bardzo, bo to takie idiotyczne. Już lepiej nażryj się czekolady, że się tak brzydko wyrażę, niż zatruwaj sobie płuca.

    OdpowiedzUsuń